Myślałam, że dostatecznym wyzwaniem było kupowanie lamp do domu. Jak do tej pory kupilismy ich 25, brakuje chyba jeszcze 7 sztuk. Część z nich była przez miłych sprzedawców zaopatrzona w żarówki/halogeny, do kilku z lamp od razu w sklepie dokupilismy pasujące żarówki. Ale okazało się, że jeszcze część z nich nie ma jeszcze tzw. "źródła światła". Wybrałam się więc do castoramy w celu zakupienia zarówek. Do pięciu lamp (trzy pojedyncze i dwie poczwórne) szukałam czegoś co wygląda jak "żarówka Edisona", ale świeci jak na XXI wiek przystało, a nie jak świeczka czy kaganek. Zdębiałam w pewnej chwili, kiedy zobaczyłam cenę 29 i więcej złotych za żarówkę! A ja ich potrzebuję do kuchni i jadalni 11 sztuk! Jasne, trzeba się było dwa razy zastanowić kupując lampę, jakie do niej pasują żarówki. Wybrałam nieco tańszą wersję, ale i tak bije po kieszeni. Okazało się też, że trzy plafony (duży i dwa mniejsze), które kupiliśmy do salonu potrzebują w sumie 18 żarówek (10+4+4). I nawet jak już na półkach w castoramie znalazłam odpowiedni model, to się okazało, że w całym sklepie jest ich 6 sztuk i musze jechać do drugiego marketu...
Poniżej zawartość koszyczka wyceniona przez panią w kasie na 125 zł: